08 grudnia 2013

Chętnie zjadłabym fugu, ale chciałabym przeżyć


To bohaterka dzisiejszego posta.

Mówi się, że Japończycy zjedzą wszystko co znajduje się pod wodą, oprócz łodzi podwodnej. 
Są tak sfazowani na punkcie kuchni, że nawet ryby, stworzenia wodne, zwierzęta o których istnieniu nie mamy pojęcia, czy nawet trujące grzyby, i ryby potrafią przyrządzić jako potrawę. Takim przykładem jest własnie Fugu.

W Japonii mówi się: „Chętnie zjadłbym fugu, ale chciałbym przeżyć”. 
Ryba jest paskudna z wyglądu, w chwili zagrożenia nadyma się jak piłka z kolcami, ma wielkie oczy i do tego powieki, którymi sobie mruga. 



Fugu niepozorna

Fugu wkurzona



Problem w tym, że jej wątroba i żeńskie gruczoły odpowiadające za reprodukację zawierają tetrodoksynę, jedną z najsilniejszych trucizn, 120 razy bardziej zabójczą niż cyjanek. Ilość takiego specyfiku, która zabiłaby dorosłego człowieka mieści się na główce od szpilki, a cała porcja zabiłaby 30 osób. 
Najlepsze jest to, że fugu nie ma jakiś niewiadomo jakich walorów smakowych (zresztą nie wiem, nie jadłam, czytałam o tym, niekoniecznie chcę się o tym przekonać…). Cała zatem jej wyjątkowość polega na tym, że jedząc ją, można kopnąć w kalendarz. Żeby było śmieszniej, niewystarczająca ilość trucizny sprawi, że człowiek będzie konał w męczarniach przez wiele dni

Taka sytuacja.


.Kompletnie inna kultura jedzenia. Zresztą o tym pisałam w poprzednim poście. My znajdujemy przyjemność w smaku, w obżeraniu się do granic możliwości, tym czasem w Japonii jedzenie ma wartość przede wszystkim symboliczną i zaspokaja inne potrzeby niż głód.

Oczywiście pojawia się pytanie, a co jeśli kucharz niestarannie oddzieli taką wątrobę i gonady od reszty mięsa?

A to, że rocznie około 100 osób zjada fugu na swoją ostatnią wieczerzę.
Fugu podaje się w bardzo drogich, ekskluzywnych restauracjach, a kucharze przechodzą specjalne szkolenie, które uczy ich jak oddzielać truciznę od właściwego jedzenia. Mimo tego, że każda taka restauracja zapewnia, że nie istnieje żadne ryzyko związane z jedzeniem ryby, a wszystko jest przygotowane jak należy, fugu jest jedyną potrawą, której nie wolno podać japońskiemu cesarzowi.

Podano do stołu


Taka przyjemność kosztuje 65 tysięcy jenów, czyli jakies 1500zł.

Ktoś reflektuje?

Pewnie myślicie sobie jeszcze, że przygotowanie takiej ryby (oddzielenie tego wszystkiego) zajmuje dużą ilość czasu i przypomina pracę chirurga, który z lupą i skalpelem dziobie w tej rybie.

No...

To polecam filmik:



A czy teraz ktoś reflektuje? :-)



W ogóle jakiś taki śmiercionośny wyszedł ten post, ale przeczytałam o tej rybie w książce pt. „Japoński Wachlarz” i tak mi się to wczytało, że nie mogłam się uwolnić od myśli o tym! 

Jak dla mnie kompletnie nie do pojęcia. Tak nie do pojęcia, że z tego wszystkiego poszłam ostatnio do MC Donalda. I mimo że to też zabójca, to jednak tańszy i mam wrażenie, że już więcej czasu w porównaniu do fugu, poświęca się tam przyrządzeniu hamburgera. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz