30 grudnia 2013

japońskie zakupy, japońskie jedzenie

Nie wiem, czy Wy też hołdujecie tradycji, że w pierwszy albo drugi dzień świąt jedzie się do MC Donalnda albo na pizze. Tak o, dla pogwałcenia tradycji i ku oburzeni babć i mam :P
Tradycji stało się zadość, dlatego drugiego dnia świąt pojechałyśmy na zakupy poświąteczne i japońskie jedzenie.
Tym razem trafiło na udon. Jakiś takie kluski, makaron tylko trochę grubszy i bardziej miękki. A wszystko pływało w zupie z jajkiem. Pyszności!

Udon

 W naszej ulubionej restauracji serwuje się też wielkie lody (trochę oszukane, bo puste w środku, ale co tam, wygląda fajnie). I takie lody je się pałami! W tym cały fun.





Wrzucam relacje z ramenu, lodów i zakupów. Niech Was nie zmyli to piękne słoneczko. Teraz Yuguchi jest kompletnie zasypane śniegiem. Filmiki były nagrywane jakies miesiąc temu (nie z wczoraj, ale schemat i tak się powtarza;)




Kontrakt mi się kończy, a ja chyba powoli wpadam w depresję co objawia się wydawaniem „ciężko zarobionej napiwkowej” kasy na Stujenowe Sklepy.
I na tych zakupach udało nam się znaleźć takie smaczki:






W niedziele też byłyśmy z Shinjim na wycieczce, ale w sumie nie ma co opowiadać, bo dzień wcześniej mieliśmy imprezę w Aparto, więc cały dzień byłyśmy wczorajsze i na nic innego nie miałyśmy siły, oprócz Stujenaczów oczywiście i wydawania kasy.
W następnej notce napiszę o tym jak tutaj „imprezujemy”.

Jeśli chodzi o plany Sylwestrowe, to mamy w planach świętować dzisiaj, bo jutro mamy wolne (drugie w  ciągu 3 miesiący) dlatego chcemy chociaż ten jeden spędzić bez make up’u, bez strojenia się i w piżamach
W sumie dobrze. Zawsze chciałam przespać Sylwestra.


Na koniec podsumowanie.

W 2013 roku zaliczone:
- 6 miesiący we Francji
        * uciekanie przed paryskimi kanarami i mandat za brak biletu
        * fajerwerki pod wieżą Eiffla 4 lipca
- 3 miesiące w Japonii, w tym:
        * śpiewanie dla Japońskiej telewizji
- dwie stolice Europejskie, w tym
        * amsterdamskie ganianie za utraconym portfelem i laptopem
        * budapesztańskie imprezy
- kolejny Woodstock
- skończony licencjat, zaczęta magisterka
- prawie 4 tyś. kilometrów autostopem
- telefon od Pana Marka, że jadę do Japonii
- urodzinowy prezent dla Grety
- poznanie Giuseppe Turchiaro
- 12 przeczytanych książek


Ma ktoś ochotę zrobić własne zestawienie? Jestem bardzo ciekawa które momenty uważacie za najbardziej ciekawe w 2013 roku.

Szczęśliwego, tego Nowego :)


26 grudnia 2013

Miałam zarąbiste święta!

...I w sumie 2 wigilie!

Dzień zaczął się bardzo fajnie, bo od świątecznych przesyłek! Ja dostałam list od babci Danki razem z życzeniami świątecznymi i opłatkiem. Omało się nie popłakałam ze wzruszenia. Uwielbiam dostawać listy!
Jakby ktoś miał ochotę napisać do mnie byłoby mi bardzo miło. List kosztuje 5 zł. Fikołki z radości, łzy wzruszenia i przewdzięczność – bezcenne.
Mój adres: 

Hotel Shidotaira
26 Shidotaira
Yuguchi - AZA
Hanamaki - SHI
IWATE - KEN
JAPAN

W wigilię upiekłam te babeczki. O dziwo, nie jest to tak straszne i stwierdzam, że może to sprawiać przyjemność. Taką przyjemność mi to sprawiało, że przeżywałam jak mrówka okres jak to Kamila stwierdziła. 
No cieszyłam się jak głupek, bo w końcu mi coś wyszło! Ostatnio kiedy tykałam się mąki to naleśniki "zrobiłam" z mąki ziemniaczanej.
Więc jest progres.




Dziewczyny rzeźbią pierogi

I nawet butelka soczu się załapała - nasz wałek kuchenny ;-)

Nooo i w końcu moje babeczki! A pierniczki Kamili.
Także kiedy Wy się powoli budziliście o 9:00 rano, u nas wzeszła pierwsza gwiazdka i zasiadłyśmy do „suto” zastawionego stołu. Nie miałyśmy świeczek, dlatego świeciła nam kieszonkowa latarka i mikołajki jakie dostałyśmy od japońskich dzieci podczas English Camp’a. Nie było obrusu, ale prawdziwa kobieta potrafi z niczego zrobić sałatkę, zupę i awanturę, dlatego i my z prześcieradła zrobiłyśmy obrus.
Podzieliłyśmy się opłatkiem z Polski, objadłyśmy się nie powiem jak co i nadszedł czas na prezenty!
Ja dostałam foremkę na ciasteczka! Ola trójkąciki na onigiri (takie japoński ryżowy odpowiednik kanapki), Kamila truskawkowe pantalony, a Ania kolorowe spinaczki.
A że na święta dostałyśmy od chłopaków z klubu Szoczu (japoński alkohol, zaraz po sake), dziabnęłyśmy sobie jeszcze na koniec po kielonku, co by tradycji stało się zadość. W rewanżu za szoczu chłopcy również dostali paczkę prezentów w postaci pierniczków, babeczek, krokietów i pierogów.

Taaa... kucharki




Te wszystkie karteczki z tyłu to japońskie słówka


Mój prezent - foremka do robienia ciasteczek 
Spinaczki Ani


Nasi znajomi życzyli nam, o ironio, rodzinnych świat. I takie były, mimo tego, że pierwsze poza domem.

Wigilia wigilią, ale do roboty trzeba było się stawić.

Na szczęście Japońcom nie chciało się oglądać tego dnia naszych wygibasów, więc nasza robota w wigilię polegała tylko na umalowaniu się, a potem tylko już tylko darłyśmy japy śpiewając kolędy w garderobie.
O godzinie 17:00, czyli o mojej 1:00 w nocy, rozpoczęła się moja druga wigilia, ta domowa. Transmisja przez skype. Postawili mnie, tzn laptopa, na wigilijnym stole, Pan domu oczywiście rozpoczął przemówienie, a potem jeszcze modliliśmy się i składaliśmy życzenia. Jedyna różnica to taka, że nie mogłam nic zjeść, no i jeszcze jedna w sumie – byłam dziesięć tysięcy kilometrów od domu. Tak naprawdę dawno nie czułam się tak obecna przy wigilijnym stole, bo co roku od jakichś 4 lat śpiewam podczas Wigilii w różnych hotelach, więc moja wigilia kończy się zazwyczaj na złożeniu życzeń i barszczu z uszkami, który i tak muszę jeść w pośpiechu.
Tym razem całą wigilię spędziłam z rodziną.

Jeszcze jedna fajna akcja u mnie w domu była!
Zebrały się u nas w domu dzieciaki z całego bloku, Tomek, tata Kasjana, przebrał się za Mikołaja i rozdawał dzieciom prezenty, wyciągając je z wielkiego wora. Po prostu mega!
Kasjan dostał prezent z Japonii yyyyy…. Tzn….. z Laponii ;-)
Tutaj kilka printscreenów z mojej wigilii ;)

Kasjan z Mikołajem

Babcia nakłada mi uszka ;-)

Przesyłka z Japonii


Przesyłka jeszcze w Japonii.
Moje marzenia z dzieciństwa będę spełniała na Kasjanie.


Aaaa! I jeszcze jedno. 
Słowa/zdania, których nienawidzę:
1.       „Przykładowo…” (mam ciarki na plecach nawet kiedy je piszę)
2.       „I co? Wakacje się kończą, niedługo do szkoły!” (nie chodzę do szkoły, ale trauma została i łączę się ze wszystkimi dzieciakami, które słyszą to zdanie rokrocznie od dorosłych)
3.       „Święta święta i po świętach” (dla mnie znaczy to tyle co: „No i po co Wam to wszystko było?! Ja już odwaliłem szopkę, chcę już wracać do pracy, a tak w ogóle to te pierogi mi nie smakowały)


I tym pozytywnym akcentem kończę ten świąteczny post :-)

Buziaki!

s

23 grudnia 2013

Święta po Japoncku


ś

Dzisiaj mam sprzątanie, jutro pieczenie babeczek (proszę o modlitwę, co bym nikogo nie otruła tymi moimi babeczkami ;) do tego zakupy i wigilia. W środę jedziemy do miasta na Ramen (ta zupa co się ją siorbie). Także dużo się dzieje, a mnie się taki leń na dodatek włączył, że już od dwóch godzin nastawiam się psychicznie na to sprzątanie. Do tego jestem tak zawalona szkołą, że nie wiem kiedy się z tego wygrzebie.
To tyle z narzekania.

Święta oczywiście będziemy spędzać tradycyjnie. Będą pierogi, barszczyk, pierniczki, krokiety, moje nieszczęsne babeczki, prezenty i nawet choinkę mamy. A że wszyscy ostatnio chwalą się swoimi choinkami to i ja się pochwalę. A co!


Tak, to w środku to nasz choinka ;-)

Jutro wrzucę więcej zdjęć co by się pochwalić i pokazać, że my polskie tradycje praktykujemy 10 000 kilometrów od Polski.

Japończycy oczywiście nie obchodzą wigilii jako takiej. Mimo tego świąteczna gorączka jest taka jak u nas, promocje w sklepach, hotel cały powystrajany w lampkach świątecznych i choinkach. Ale Japończycy w sumie sami nie wiedzą po co to. Po prostu wracają po pracy do swoich domów jak każdego dnia z tą różnicą, że jedzą wigilijne potrawy, w których skład wchodzą:


Serio! Wpierdzielają kurczaki, albo idą po te kurczaki do KFC.
KFC w wigilię jest po prostu oblegane! Skoro Amerykanie mają swoje święto dziękczynienia z indykiem to dlaczego Japończycy mają nie mieć wigilii z kurczakiem?

A potem jedzą to:



Koniecznie z truskawkami!
Im słodsze, mdłe i upstrzone ozdobami tym lepsze. 

Po prostu tak się robi na zachodzie, a że oni jarają się się wszystkim co Amerykańskie, to Merry Christmas też musi być.

Ja życzę czytającym tego bloga, mojej rodzinie i znajomym spokojnych świat (przede wszystkim!), bo z tego co zaobserwowałam, nie tylko w mojej rodzinie, kłótni, stresów i pośpiechu tego dnia można zaobserwować najwięcej w ciągu roku. Dlatego wrzućcie sobie na luz tego dnia, tak wyjątkowo. 
Nie życzę Wam spełnienia marzeń, chociaż też, ale przede wszystkich samospełniania się, żeby każdy dzień dawał poczucie, że zrobiliście to, co chcieliście zrobić. Życzę Wam tego, żebyście tych dni nie musieli liczyć (do końca tygodnia, roku szkolnego, rozpoczęcia urlopu), tylko w każdym znajdowali coś, co będzie dawało Wam szczęście. 
Doceńcie to, że jesteście otoczeni rodziną, najbliższymi i możecie najjeść się dowoli polskim jedzeniem.


Wiem co mówię ;)

Wesołych świąt!






19 grudnia 2013

O co chodzi z tymi toaletami?!

Ci którzy dostali ode mnie kartki (Pani Alicjo, wciąż czekam na Wasz adres) J, przeczytali, że dziwi mnie tu wszystko począwszy od jedzenia, kończąc na toalecie.

Zanim tutaj przyjechałam, wiedziałam, że z tymi japońskimi toaletami jest coś nie tak. Widziałam też parę memów typu:



Dlatego wiedziałam, że nie wolno mi niczego dotykać zanim nie usiądę na sedesie :P
Pierwsze co mnie urzekło to podgrzewany sedes! Wspaniałość, cudowność, luksus, przepych, splendor i perfekcja i słodycz sama w sobie.Na początku nie mogłam się przyzwyczaić i siadałam ostrożnie jak to w polskiej zimnej łazience, nastawiając się psychicznie na chłód w miejscu, w którym tego chłodu czuć nie chciałam...
Teraz sikanie to istna przyjemność! ;-)

No ale od początku.
Jeszcze do lat 50-tych XX wieku Japończycy, podobnie jak w Turcji i ogólnie w całej Azji korzystali z toalety w wersji „kucanej” (zresztą w Japonii nadal jest takich wiele, w Turcji zresztą też. Wiem co mówię, bo sama przez miesiąc mieszkałam w domu z dziurą podłodze. Spuszczę jednak na to zasłonę milczenia).

Kiedyś bogatsi Japończycy mogli sobie pozwolić na białe porcelanowe naczynia w niebieskie kwiatki. Dzisiaj można je kupić na targach staroci, a cudzoziemcy przy ogromnej konsternacji Japończyków, kupują je i sadzą w nich kwiatki!

W każdym razie Japończycy, którzy mają fioła na punkcie funkcjonalności, nowoczesności i wygody (szkoda tylko, że jeszcze nie wpadli na pomysł centralnego ogrzewania – bo większość domów grzeje się piecykami na paliwo albo farelkami, jak nasz) stali się pionierami w produkcji superhipernowoczesnych toalet.

I w ten sposób japońskie toalety posiadają ramię-pilota, uzbrojonego w masę przycisków kontrolujących temperaturę sedesu, strumienie wody na określoną część ciała, strumienie osuszające i wiele innych przycisków. Z takich ciekawszych: Na pilocie znajduje się przycisk, wywołujący odgłos spuszczania wody, bez spuszczania wody.
O co kaman? Tę oto magiczną sztuczkę wprowadzono specjalnie dla kobiet a nazywa się ona Otohime czyli „dźwiękowa księżniczka”. Pozwolę sobie użyć mojego ulubionego określenia – „Badania Japońskich naukowców dowiodły”, że kobiety zużywają 3 razy więcej wody niż mężczyźni, chcąc zagłuszyć wstydliwe odgłosy. Spuszczają wodę przed, w trakcie i po, co znaczy, że woda dwa razy idzie na marne. Japońskie kobiety uważają jednak, że dźwięki „księżniczki” brzmią sztucznie i nadal spuszczają wodę 3 razy dziennie, marnując każdorazowo 20 litrów wody. 

Plik:Modern japanese toilet.jpg
Ta jasne, że niby po angielsku napisane.
Ale zdjęć kibli mi się nie chciało robić, a tylko takie zdjęcie znalazłam w internecie

Księżniczka

Oprócz tego superhipernowoczesność objawia się również tym na przykład, że zamiast banalnego dźwięku spuszczanej wody, usłyszeć można świergot ptaków. Są też i takie w których ćwierkanie odbywa się już podczas siusiania, albo takie które grają Mendelsona w celu rozluźnienia zainteresowanego. Niektóre modele skonstruowane z myślą o osobach starszych mają podłokietniki i  urządzenia pomagające wstać.

Kolejnym pomysłem z kosmosu jest zmienne obuwie przez wejściem do toalety, bo żółtki sobie podzieliły dom na miejsca czyste i nieczyste. Takim miejscem nieczystym jest toaleta (mimo tego, że prawdopodobieństwo skażenia "śmiercionośnymi" bakteriami jest niemniejsze niż w kuchni).
W Aparto, gdzie mieszkamy oczywiście nie bawimy się w kapcie do toalety, tym bardziej, że jeszcze nikt nigdy nie namówił mnie nawet na normalne kapcie do chodzenia po domu. Ale już w hotelu trzeba przestrzegać tej reguły. Takie kapcie, lub ich brak, pokazują też czy ktoś właśnie korzysta z toalety, co wydaje mi się znacznie praktyczniejszą interpretacją kapciowych pomysłów.




Koniec o tych toaletach, ile można?! No ale można. 
Czego to Japończyk nie wymyśli...

Buziaksony!

16 grudnia 2013

Francja w Japonii i niedzielne moszczenie się

Wrzucam kolejny filmik z show. Ten numer wykonujemy jako pierwszy.
Kwintesencja Francji! A stroje po prostu uwielbiam!






Po tym numerze śpiewam „Milorda”. Wkrótce dodam filmik.

Co u nas?

Spadł śnieg. Mnóstwo śniegu! Padało non stop przez 3 dni wielkimi śniegowymi płatami, wczoraj i dzisiaj świeci słońce, a w nocy robimy fikołki na lodzie bo temperatura spada poniżej 0.

Włącza nam się świąteczny klimat. Na przykład Kamila robiła wczoraj pierniczki. Dostało mi się nawet piernika z moim inicjałem ;-) 



Kamila-San, Aigato Gozaimas! Oishi des! J

Jutro będziemy robić zakupy na zaimprowizowaną wigilię (mi przypadła rola pieczenia babeczek. Olaboga!). Niestety nie byłyśmy nigdzie z Shinjim w tą niedziele, więc całą niedziele spędziłam na moszczeniu się, tzn byłam na basenie, w saunie i w łaźniach, więc odmokłam za wszystkie czasy.

Parę porno-fotek z niedzieli:









Boże jak mi tego będzie brakowało jak wrócę do Polski!

No właśnie, jak wrócę do Polski…

Już coraz częściej myślimy o powrocie mimo tego, że zostało jeszcze półtora miesiąca. Zaczynamy załatwiać transport z lotniska, zastanawiać się ile godzin będziemy miały na lotnisku we Frankfurcie i czy zdążymy kupić tam żelki. Przymierzamy się do pakowania walizek (ja już dzisiaj np. spakowałam już jedną swoją walizkę) i dochodzimy do perfekcji w wymyślaniu algorytmów na pakowanie prezentów. 
Boże! Jak ja żałuję, że wzięłam ze sobą tyle niepotrzebnych rzeczy. W sumie wychodzi na to, że chodzę w dwóch parach dresów, jednych dżinsach, trzech koszulkach i bluzie. Gdyby nie to, że muszę jednak przywieźć moje rzeczy spowrotem, to pewnie całą walizkę wypchałabym w ryżu, zielonej herbacie i durnostojkach ze sklepu „Wszystko za 100 jenów”.
No nic, jak przyjadę tutaj następnym razem (?!) to będę wiedziała jak się spakować ;)

Aaaa! A że święta się zbliżają wielkimi krokami to zapraszam do wzięcia udziału w konkursie fotograficznym organizowanym przez Stowarzyszenie Przyjaciół Miłkowa na świąteczne zdjęcie.




I skoro już jesteśmy przy świętach to moja koleżanka, Paulina, zajmuje się różnymi takimi świątecznymi gadżetami, więc jeśli ktoś życzyłby sobie ładną kartkę, prezent, czy inne takie handmade'owe ozdoby na święta (i nie tylko oczywiście) to zapraszam do niej. 
Zdolna bestia!

Buziaki!

12 grudnia 2013

English Camp i Harlem Shake :)

W niedzielę byłyśmy z Shinjim na English Campie w Kanegasaki zorganizowanym dla japońskich dzieciaków.Myślałyśmy, że będzie to event podobny do tego ostatniego, międzynarodowego, na którym najadłyśmy się za darmo, pogadałyśmy chwile i pojechałyśmy.

Jakie więc było nasze zdziwienie, kiedy okazało się, że mamy podczas tego Campa pełnić funkcje estetyczno-nauczycielskie i nijak się nie da od tego wywinąć. 
Byłyśmy jedną z głównych atrakcji tego wydarzenia z racji tego, że wyglądałyśmy inaczej i mówiłyśmy po angielsku.

Okazało się jednak, że było baaardzo fajnie!

Prowadzili to ludzie ze Stanów, którzy mieszkają już w Japonii na stałe i uczą dzieciaki angielskiego w szkołach.
Oczywiście kazano nam się przedstawić i zaraz po tej oficjalnej części, kadra z grubej rury postanowiła, że na dobry początek, na rozluźnienie, nagramy sobie Harlem Shake’a J
Ja z Olą oczywiście lałam, kiedy Amerykańce zaprezentowali filmiki instruktażowe jak to powinno w ogóle wyglądać. Po minach Japończyków, widać było, że moda na Harlem Shake’a nie dotarła chyba do Japonii, ani ich to za bardzo nawet nie śmieszyło.
W każdym razie dzieciaki w końcu podłapały.
Dostaliśmy stroje i tańczyliśmy jak debile przez 30 sekund ;-)


Do listy rzeczy, których nie spodziewałam się robić w Japonii oprócz gotowania mogę dorzucić Harlem Shake’a ;-)
Niestety jeszcze nie dostałam filmiku. Jak tylko go zdobędę, to wrzucę.

W międzyczasie dzieciaki musiały pokolorować plakat, w którym prezentowały wszystkie skojarzenia z Iwate, naszą prefekturą (czymś takim jak polskie województwo).


Szparag powożący dwa psy...
Takie rzeczy mógł wymyślić tylko Japończyk.

Trzeba im przyznać, że malować to oni umieją!

Tak jeden chłopczyk namalował Japonię

Tańczące zupki też robiły robotę







Oprócz tego kazano im napisać coś o tym, co namalowały. Ja starałam się podchodzić do dzieciaków, pomagać im, rozmawiać po angielsku. W rezultacie zyskałam nowe, na oko 12-letnie psiapsiółki, które pytały czy mam chłopaka i czy go kocham, a każdą moją odpowiedź kwitowały przeciągłym i rozpływającym się „aaaaaach!” lub „oooooooch!”. Nie obyło się oczywiście bez śpiewania, więc śpiewałam po japońsku i dawno nie widziałam takiego szczerego zachwytu w oczach! W ramach naszej dozgonnej sympatii zostałam obdarzona serduszkami z origami J.
Wpadłam również w nieopanowany zachwyt nad piórnikiem jednej z moim nowych psiapsiółek!


... i oczywiście ja jako zapalona Woodstockowiczka wpadłam w niepohamowany zachwyt!
Dopiero później zostałam sprowadzona na ziemię kiedy okazało się, że Woodstock to imię jakiegoś ptaka z bajki
.
Tego właśnie:



Moje nowe psiapsióły

Serduszka z origami
Moje imię po japońsku
Zostaliśmy również zaproszeni na lunch składający się z ryżu skomponowanego na kształt japońskiej flagi (mówiłam Wam, że jedzenie ma wymiar bardzo symboliczny, oto dowód!).



Shinji, Ola i ja
(mam nadzieję, że nie zostanę zjedzona przez Olę, za wrzucenie zdjęć z nią, bo ostatnio rzuciła na mnie fochem stulecia ;) Powód: nieznany. Sama zainteresowana nie chce nic powiedzieć.
(Ile trwają zazwyczaj dziewczyńskie fochy? Bo ja już nie pamiętam, dawno już wyszłam z podstawówki... Jakby ktoś coś wiedział w tej sprawie proszę się ze mną kontaktować ;-)
Następnie brałam udział w różnych grach i zabawach. Miedzy innymi w grze nazywającej się „Capture the flag”. Trzeba było zdobyć flagę przeciwnej drużyny i nie zostać przy tym dotkniętym, bo wtedy lądowało się w „więzieniu”. Taka Amerykańska gra.
No i biegałam w moich białych trampkach po polu pełnym błota.
Tutaj znów dała o sobie znać japońska powściągliwość. Rzadko kto atakował (w przeciwieństwie do mnie, dlatego cały czas lądowałam w więzieniu dopóki mnie ktoś nie wybawił). Dzieciaki wolały bronić swojej flagi, niż atakować i zdobywać punkty.




Przyrządzaliśmy również ciasteczka z pianek, herbatników i czekolady. Takie proste, a jak cieszy. To też podobno bardzo amerykańska rzecz. Na pewno będę praktykować, bo lubię wszystko przy czym można się pobrudzić i nie wymaga użycia patelni (pozdrowienia dla Magdy która solidaryzuje się ze mną w przekonaniu, że gotowanie to żadna przyjemność ;)

Filmik instruktażowy by Filifionka:
Ten nauczyciel z początku filmiku był jakiś nieporywający, dlatego postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce ;)



Nasza cała ekipa
W ogóle bardzo podobał mi się Shinji podczas tego całego eventu. Czuł się jak ryba w wodzie. Pomagał dzieciakom, angażował się, nie robił za ozdobę, która tylko czeka na darmowe żarcie. A już w ogóle chciałam go wyściskać, kiedy podsłuchałam jak nasz 53 letni Shinji rozmawia z którymś Amerykaninem.
 - Shinji, byłeś kiedyś kiedyś w Stanach?
- Nie, ale na pewno muszę tam pojechać!
Te słowa nie oddają tego, ale na mnie wywarło to niemałe wrażenie. Zwłaszcza ta nadzieja w jego głosie i pewność we własne słowa, które nie były tylko słodką odpowiedzią, żeby podtrzymać rozmowę.
Podziwiam Shinji'ego za wiarę w możliwość spełniania swoich marzeń.