Nadlatujemy nad Japonię |
W pierwszym momencie po wyjściu z samolotu uderzyło mnie
wilgotne powietrze. Potem były bramki co by pochwalić się wizą i wyrobić nowe
japońskie dowody osobiste. 40 minut stania i czekania w strasznym gorącu, z
pracownikami lotniska nie znający ni w ząb angielskiego. Odebrałyśmy walizki i
teraz miałyśmy czekać na Pana Watamabe (70), którego nazywam Starszym Panem, bo
nie jestem w stanie przyswoić żadnych japońskich imion, w ogóle imion.
No i stoimy takie już dwudniowe, zmęczone, kiedy nagle
podchodzi do nas ekipa z telewizji, z kamerą i mikrofonem, robiąca jakiś
reportaż o ludziach przylatujących do Tokio. Zaczęli nas wypytywać skąd
jesteśmy, co tu robimy, no i kiedy wydało się, że przyjechałyśmy robić szoł,
musiałyśmy coś zaprezentować. Dostałam mikrofon i miałam śpiewać, ale skończyło
się na tym, że zaśpiewałam dwa wersy mojej japońskiej piosenki, której uczyłam
się w samolocie, potem zapomniałam tekstu, spaliłam buraka i wzięłam się za
nagrywanie popisów dziewczyn.
A tutaj co z tego wyszło:
Ten Japoniec na końcu to własnie Watamabe, sprawca tego, że
jesteśmy w Japonii.
Wychodząc z lotniska nie wiedziałam w ogóle co się dzieje.
Byłam w Japonii od 40 minut, a już śpiewałam dla Japońskiej telewizji! J
Zawieźli nas busikiem do centrum Tokio. Pierwsze co rzuciło
mi się w oczy to mężczyźni w garniturach, wracający akurat z pracy. Tokio tylko
mi mignęło przez okno samochodu, ale jest super! Mamy tam wrócić za 4 miesiące. Zjedliśmy obiad (btw. mój pierwszy obiad
w Japonii i zarazem ostatni z użyciem noża i widelca).
Nic specjalnego - wiem, ale to mój pierwszy japoński posiłek... musiałam :) |
Potem miałyśmy wziąć
Shinkansen - najszybszy pociąg na świecie! W 3 godziny przejechałyśmy 600 km,
podczas których rozmawiałam trochę więcej z Olą, gdzie z kolei ona opowiadała
mi swoją historięJ.
Czekamy na Shinkansena (od lewej: Ania, Kamila, Pani Ewa i ja, Ola robi zdjęcie:) |
I butelka coli nam się spodobała od razu:
Potem dorwałyśmy gazetkę z produktami, jakie można było
kupić w Shinkansenie.
Np.
i mój ulubiony:
Nie mam pojęcia do czego to służy, jeśli ktoś wie niech
napiszę w komentarzu, a jeśli nie to ogłaszam konkurs na najpraktyczniejsze
wykorzystanie tegoż czegoś.
(Być może pokazane przeze mnie produkty można znaleźć w Polsce, niemniej jednak ja nigdy czegoś takiego nie widziałam. Dziwię się, to się dzielę :)
Z Shinkansena odebrał nas Toru – jedyny rozmawiający po angielsku Japończyk.
I pojechałyśmy do hotelu… J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz