Kryzys pojawił się jak kupowałam bilet powrotny na samolot z
Paryża do Wrocławia. To był jedyny taki moment, w którym pomyślałam sobie, że
nie chce jechać. Wyobrażałam sobie ile przy tym będzie płaczu.
No i dokładnie tak było. Wakacje nad Lazurowym to było takie
nasze pożegnanie. A ja przygotowywałam się mentalnie. Chłonęłam każdy moment,
dotyk, zapach, uśmiech i żeby nie było już tak romantycznie to starałam się
zapamiętywać też wszystkie złe chwile, tak żeby za bardzo nie musieć
tęsknić i żeby starczyło na 4 miesiące.
Wszyscy pytali się jak tam przed Japonią. A ja jak przed
Turcją – nawet nie wiadomo czego się spodziewać. W domu atmosfera stała się
napięta, bo ja luzik – niczym się nie przejmowałam. Zaczęły się robić jakieś
spiny, nawet Kasjan już pod koniec strzelił mnie focha w którymś momencie J
Zrobiłam pożegnalną imprezę (nawet z księdzem się pożegnałam!) i pojechałam w końcu na lotnisko obładowana dwoma walizkami i dwiema
torbami.
No i wtedy zaczęłam się denerwować. Takie sobie emocje zafundowałam, że
masakra.
Na lotnisku poznałam w końcu tancerki – dziewczyny, z
którymi przyjdzie mi mieszkać 4 miesiące!
Ania (26), Kamila (28) i Ola (19). Jechała z nami jeszcze Pani Ewa - organizatorka.
Z Anią rozmawiałam już wcześniej na facebooku. Pytałam się
ogólnie jak to wszystko wygląda (potem okazało się, że to co mi powiedziała to
dopiero kropla w morzu).
Z Kamilą poznałam się bliżej w samolocie. Zaczęła tańczyć w
Domu Kultury, a potem zapisała się na jazz i modern. Studiowała choreografię i
teraz jest na magisterce i studiuje coś związanego z animacją i czasem wolnym.
Do Japonii leci już drugi raz.
O Oli kiedyś stworzę osobną notkę, bo dziewczyna jest warta podziwu
i można ją stawiać za przykład. W każdym razie zamieszkałam z nią w pokoju, w
wyniku czego nie śpimy po nocach, bo nie możemy się nagadać.
Wracając do podróży.
Lot trwał prawie 12h, podczas których przemierzyliśmy w
przestworzach prawie 1000 km, które zleciały mi zaskakująco szybko.
Siedziałam z takim Szwedem, który uczył mnie jeść pałeczkami, bezowocnie
niestety. Obejrzałam Kac Vegas 3, pouczyłam się moich japońskich piosenek, na
których naukę jestem oporna, pojadłam i pospałam.
A jak się obudziłam, to siedziałam z motylkami w brzuchu, bo
dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że nie jestem poza domem, a rzekłabym nawet,
jestem na drugim końcu świata…
P.S Już jutro wielki dzień - pierwsze show! Ale spokojnie, relacja wkrótce (muszę jakoś stopniować napięcie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz