08 października 2013

Mieszkanie

Jeśli chodzi o Japonię to jestem kompletnym żółtodziobem. Jednym z tych, którzy nie słyszą różnicy pomiędzy chińskim i Japońskim i którzy o Chińczykach i Japończykach mówi „przecież to jedno i to samo”.
Przed wyjazdem nie chciałam się dowiadywać niczego o tym kraju, nie chciałam się uczyć japońskiego, chociaż Matt chodził za mną i powtarzał mi japońskie słówka.

Ale tak właśnie chciałam, dlatego teraz każdy dzień, każda potrawa, słowo, jakieś zachowania, to zaskoczenie i będę sobie odkrywać Japonię na własnej skórze.
Pierwsze takie zdziwko zaliczyłam jak okazało się, że ruch w Japonii jest lewostronny.


Weszłyśmy po raz pierwszy do naszego mieszkania (btw. Nie mieszkamy w hotelu - mieszkamy obok, dzięki temu możemy za darmo korzystać z dobroci hotelu). Trochę się obawiałam tego naszego mieszkania. Kiedy przed wyjazdem pytałam Pani Ewy o jakieś haczyki związane z kontraktem, bo wszystko wydawało mi się zbyt idealne, powiedziała, że jedynie mieszkanie może mi się nie podobać.

No i faktycznie trochę się przestraszyłam na początku. Wchodzimy przez główne drzwi, a tam garaż, wszędzie porozstawianych jest mnóstwo opon, śmierdzi petrolem. W pierwszej chwili myślę sobie - masakra. 
Tylko Kamila i Ania, które były już tutaj rok temu piszczały z radości i ekscytowały się, że znowu tu są. Myślałam sobie, że czego tu się cieszyć?!


Weszłyśmy na pierwsze piętro, które było do zagospodarowania tylko dla nas (na parterze mieszkają Chinki, także pracujące w hotelu). Aparto, jak nazywamy teraz nasze mieszkanie, wcale nie było takie straszne jak się zapowiadało. Mamy ogromny pokój połączony z kuchnią, łazienkę i podgrzewaną toaletę (!). Kuchnia wyposażona w mikrofalówkę, opiekacz i mój hit – podgrzewacz do wody, dzięki któremu woda, którą się zagotowuje jest cały czas gorąca. Nie musisz więc gotować jej za każdym razem jak chcesz się napić herbaty, tylko podchodzisz i nalewasz sobie wrzątku jak z dystrybutora. Nie wiem na jakiej zasadzie działa, pewnie zżera dużo prądu, ale na szczęście nie musimy się tym przejmować. Na wodzie też nikt nie oszczędza w całej Japonii. To, że kapie to mało powiedziane. Tutaj woda ma lecieć ciurkiem, żeby był stały przepływ i woda nie zamarzała. Nie dość, że są tu cienkie ściany to jeszcze rury znajdują się płytko pod ziemią. Gdyby były głębiej, tak jak u nas w Polsce, byłyby często uszkadzane przez wstrząsy.

Sypialnie to nasze dwie komory, jak je nazywamy, bo w pokojach, w których śpimy nie ma okien! W jednej śpi  Ania z Kamilą, w drugiej ja z Olą. Mamy po dwie garderoby w każdej komorze, szafeczki, pierzyny, kocyki, wygodne łóżka. A zaletą braku okien jest to, że śpi się jak małe dziecko. Można spać ile wlezie, bo jest kompletnie ciemno i cicho dopóki ktoś nie otworzy drzwi. Uwielbiam tą ciszę totalnie kontrastującą z głośnymi klaksonami gości weselnych, trąbami podczas uroczystości państwowych czy bębniarzami, którzy urządzają sobie co sobotę rano show na placu ratuszowym… pod naszym mieszkaniem w Paryżu.
Ogólnie rzecz biorąc mieszkanie jest bardzo przestronne, wygodne, jest mnóstwo miejsca. 
Nic więcej tam nie potrzeba.


Już pierwszej nocy w Aparto przywitały nas japońskie żyjątka!
Taki o motylek ;)




A żeby nie było, że to taki mały owadzik to tutaj motylek z oknem.



Zaraz po tym, jak wniosłyśmy walizki do Aparto poszłyśmy w końcu do hotelu, żeby przywitać się z pracownikami. Odbyło się zebranie podczas którego zmasakranowane dwoma dniami podróży myślałyśmy tylko o tym, żeby się wykąpać.

I przytrafiła nam się pierwsza zwyczajowa gafa.
Kiedy szef zarządził koniec zebrania i wstał, ja i Ola wstałyśmy razem z nim. Po czym dziewczyny powiedziały, żebyśmy szybko usiadły spowrotem.
Jak się okazuje, najważniejsza osoba w towarzystwie zawsze wstaje pierwsza, potem wstają osoby kolejne w hierarchii.
My wstałyśmy na końcu.

Nie wiem czy dlatego, że Pani Ewa chciała okazać wszystkim szacunek, czy dlatego, że jako artystki powinnyśmy czuć się mniej ważne, czy dlatego, że kobieta w Japonii odgrywa najmniejszą rolę.

Myślałam, że tego dnia już nic nie może mnie zaskoczyć  bardziej niż show na lotnisku, shinkansen, nasze mieszkanie, czy wszystko inne.
Myliłam się dopóki nie poszłam do łaźni…

Ale o tym w następnej notce J

Buziaki!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz