To bohaterka dzisiejszego posta.
Mówi się, że Japończycy zjedzą wszystko co znajduje się pod
wodą, oprócz łodzi podwodnej.
Są tak sfazowani na punkcie kuchni, że nawet
ryby, stworzenia wodne, zwierzęta o których istnieniu nie mamy pojęcia, czy
nawet trujące grzyby, i ryby potrafią przyrządzić jako potrawę. Takim
przykładem jest własnie Fugu.
W Japonii mówi się: „Chętnie zjadłbym fugu, ale chciałbym
przeżyć”.
Ryba jest paskudna z wyglądu, w chwili zagrożenia nadyma się jak piłka z
kolcami, ma wielkie oczy i do tego powieki, którymi sobie mruga.
Fugu niepozorna |
Fugu wkurzona |
Problem w tym, że jej wątroba i żeńskie gruczoły odpowiadające za reprodukację zawierają tetrodoksynę, jedną z
najsilniejszych trucizn, 120 razy bardziej zabójczą niż cyjanek. Ilość takiego
specyfiku, która zabiłaby dorosłego człowieka mieści się na główce od szpilki,
a cała porcja zabiłaby 30 osób.
Najlepsze jest to, że fugu nie ma jakiś
niewiadomo jakich walorów smakowych (zresztą nie wiem, nie jadłam, czytałam o
tym, niekoniecznie chcę się o tym przekonać…). Cała zatem jej wyjątkowość
polega na tym, że jedząc ją, można kopnąć w kalendarz. Żeby było śmieszniej, niewystarczająca ilość trucizny sprawi, że człowiek będzie konał w męczarniach przez wiele dni
Taka sytuacja.
.Kompletnie inna kultura jedzenia. Zresztą o tym pisałam w poprzednim poście. My znajdujemy przyjemność
w smaku, w obżeraniu się do granic możliwości, tym czasem w Japonii jedzenie ma
wartość przede wszystkim symboliczną i zaspokaja inne potrzeby niż głód.
Oczywiście pojawia się pytanie, a co jeśli kucharz
niestarannie oddzieli taką wątrobę i gonady od reszty mięsa?
A to, że rocznie około 100 osób zjada fugu na swoją ostatnią
wieczerzę.
Fugu podaje się w bardzo drogich, ekskluzywnych
restauracjach, a kucharze przechodzą specjalne szkolenie, które uczy ich jak
oddzielać truciznę od właściwego jedzenia. Mimo tego, że każda taka restauracja
zapewnia, że nie istnieje żadne ryzyko związane z jedzeniem ryby, a wszystko
jest przygotowane jak należy, fugu jest jedyną potrawą, której nie wolno podać
japońskiemu cesarzowi.
Podano do stołu |
Taka przyjemność kosztuje 65 tysięcy jenów, czyli jakies
1500zł.
Ktoś reflektuje?
Pewnie myślicie sobie jeszcze, że przygotowanie takiej ryby (oddzielenie tego wszystkiego) zajmuje dużą ilość czasu i przypomina pracę chirurga, który z lupą i skalpelem dziobie w tej rybie.
No...
To polecam filmik:
A czy teraz ktoś reflektuje? :-)
W ogóle jakiś taki śmiercionośny wyszedł ten post, ale
przeczytałam o tej rybie w książce pt. „Japoński Wachlarz” i tak mi się to
wczytało, że nie mogłam się uwolnić od myśli o tym!
Jak dla mnie kompletnie nie do pojęcia. Tak nie do pojęcia, że z tego
wszystkiego poszłam ostatnio do MC Donalda. I mimo że to też zabójca, to jednak
tańszy i mam wrażenie, że już więcej czasu w porównaniu do fugu, poświęca się tam przyrządzeniu hamburgera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz