Byliśmy dzisiaj z Shinjim na takim międzynarodowym Evencie.
Niestety tylko tyle mogę powiedzieć o tym wydarzeniu. Po co, dla kogo, z jakiej
okazji to już nie wiem.
Wszystko się odbywało w czymś takim jak Dom Kultury czy coś. Zamysł był taki, że każde stoisko to inny kraj. Nie było to
może zorganizowane na najwyższym poziomie, stoiska też nie odznaczały się od
siebie jakoś specjalnie. Ale poznałyśmy bardzo dużo fajnych ludzi. Między
innymi pewnego Chińczyka, który prowadzi sklep w Hanamaki, mieście obok naszej
wioski. Mega pozytywny, cieszący się jak do sera, skośnooki Chińczyk.
Nie obyło
się bez foty oczywiście. A najlepsze jest to, że jak ktoś tylko chce sobie
zrobić z nami zdjęcie, to ludzie naokoło też zaraz wyciągają aparaty i robią
sobie z nami, albo nam zdjęcia.
No gwiazdy po prostu, albo oni myślą, że jesteśmy jakimiś gwiazdami, że ludzie sobie z nami zdjęcia robią ;-)
To Chińczyk właśnie |
Mamy ogólnie coś takiego, że jak tylko zobaczymy jakieś „białe
twarze”, czyli nie-Japończyków to zaraz zagadujemy. I w ten sposób
poznałyśmy Niemca, który stał na Niemieckim stanowisku. Mieszka w Japonii od 24
lat ze swoją żoną, Japonką. W Japonii prowadzi hotel. Dobrze mieć znajomości, bo akurat jak ktoś będzie chciał mnie odwiedzić to zniżki już zagwarantowane!
Na stanowisku hiszpańskim zjadłyśmy tortille, piłyśmy
jeszcze jaśminową herbatę (cudowny zapach!), ale nijak się ona ma do naszej
ryżowej, którą po prostu uwielbiam.
Lepiej się przygotujcie, bo każdy dostanie
ode mnie taką herbatę i niech mi tylko ktoś powie, że pachnie rybą, to chyba
będę dusić gołymi rękami! J
Za każdym razem jak jeździmy gdzieś z Shinjim to pieczemy mu
jakieś ciasto, albo babeczki. To znaczy nie ja! Broń Boże biednego Shinjiego,
gdyby miał kosztować moje wypieki. Zmierzam do tego, że w podzience Shinji też
zawsze kupuje nam różne smakołyki.
Długo rozkminiałyśmy z Olą jak w ogóle
nazwać ten przysmak, który kupił nam dzisiaj. Po długich naradach stwierdziłyśmy,
że to taka "ryżowa klusko-żelka ze słono-słodkim sosem sojowym". Smakuje dokładnie tak jak wskazuje nazwa –
dziwnie.
Najważniejszym punktem tej wycieczki był koncert w ramach
tego międzynarodowego eventu. Grało trio. Babeczka na pianinie, chłopaczek na
perkusji i gościu na basie. Bardzo fajny klimacik jazzowo-bossanowy. Bardzo mi
się podobało. Każde z nich było kompletnie z innej parafii, ale to co grali
tworzyło taką syntezę, że nawet mi się podobało, choć nie przepadam za tego typu muzyką.
Wygladało to dość biednie, ale grupa dała czadu! Zwłaszcza babeczka po lewej machała głową cały czas, chociaż grała na pianinie, jakby była na jakiś koncercie metalowym :) |
Po koncercie można było zadawać muzykom pytania. No i jeden
facet zapytał o coś, oni odpowiedzieli i ... nastała taka niezręczna cisza. I zazwyczaj właśnie w takich sytuacjach głos zabiera Filiczkowska. Zgłosiłam się,
dali mi mikrofon i powiedziałam po angielsku, że bardzo podobał mi się koncert,
że byłam miło zaskoczona, bo nie spodziewałam się muzyki na tak dobrym
poziomie, że mimo tego, że są tak zróżnicowani, to tworzą zgrane trio. I
ogólnie tego typu ochy i achy.
Gdy wychodziliśmy z sali zapytałam ich jeszcze kiedy odbywa
się och kolejny koncert. Okazało się, że dzień przed Bożym Narodzeniem.
Porozmawialiśmy jeszcze chwile, podczas której wyszło, że śpiewam w hotelu.
W pewnym momencie znów się na nich natknęłam. Tym razem zapytali,
czy nie chciałabym zaśpiewać podczas koncertu kolęd 23 grudnia o godzinie
19:00. Oczywiście zgodziłam się! Powiedziałam jednak, że miałabym problem z
transportem, bo o 21:00 muszę już stawić się w hotelu na show.
Wtedy wkroczył Shinji i zaczął z nimi rozmawiać. Ja stałam
jak taka trusia i nic nie rozumiałam. Pewnie mówił im o tym, jak to trzymają
nas w hotelu i nigdzie nie możemy się ruszyć, że musimy codziennie pracować i
zapewne byłoby to bardzo trudne do zorganizowania, żebym zaśpiewała na tym koncercie!
Po prostu pełna frustracja, bo nawet nie mogłam się odezwać.
W końcu stanęło na tym, że mam się z nimi kontaktować.
Oczywiście kiedy taka w skowronkach powiedziałam o tym
dziewczynom to od razu zaczęło się gadanie typu „Przecież z Morioki do naszej
wsi jedzie się godzinę, jak Ty chcesz zdążyć na show?!”.
Spoko spoko, jak komuś zależy, to awionetką przyleci! Już ja
się o to postaram!
No może nie o awionetkę, ale coś na pewno wymyślę.
Jak dzieci specjalnej troski po prostu ;-) |
Potem pojechałyśmy na zakupy do lumpeksów, w których
zaopatrzyłam się w szkło, czyt. kubeczki do herbaty i kieliszki do sake. Już po
prostu nie mogę się doczekać kiedy przyjadę i będę rozdawać to wszystko!
W kolejnym lumpeksie zakochałam się w antykach!
No i zachorowałam na parasolkę, ewentualnie na
wachlarz. Bardzo spodobały mi się też
japońskie arrasy, jeśli tak to mogę nazwać.
W kolejnym lumpeksie (!) takim już ciuchowym wyhaczyłam
przepiękny żakiet!
Nie mogę tu ze swojej miny ;) ale żakietem musiałam się pochwalić. Kosztował mnie niecałe 60zł |
Jestem bardzo zadowolona po dzisiejszym dniu. Z zakupów, z
koncertu, z tego, że poznałam tych muzyków.
Bardzo fajny dzień J
W ogóle napisałam ten post bez ładu i składu. Gdybym tam nie była to chyba nie wiedziałabym, co napisałam. To wszystko przez te motyle w brzuchu... :-)
co to za motyle w brzuchu gadaj mi tu ;p
OdpowiedzUsuńA co to za Anonimy? ;>
Usuń