Pisałam już, że język japoński
jest dla mnie nienauczalny. Chyba jeszcze z żadnym językiem, a uczyłam się już chyba
z pięciu, nie miałam aż takich problemów.
Może to też kwestia nastawienia, ale ile można mówić „origami samadeśta” zamiast „arigato samadeśta” (dziękuję bardzo).
Może to też kwestia nastawienia, ale ile można mówić „origami samadeśta” zamiast „arigato samadeśta” (dziękuję bardzo).
Zdarzało mi się na przykład
podczas podziękowań za obejrzenie show powiedzieć tak do gości, wtedy dziewczyny
miały ze mnie polew, nie wspominając już nawet o gościach.
Ale chyba nie tylko ja miałam z
tym problem. Kiedy Pani Ewa przyjechała tutaj na swój kontrakt, wymyślała różne
spolszczone sentencje, które przypominały te japońskie.
I tak na przykład „dziękuję za
ten wspaniały posiłek” (Japończycy mają dużo właśnie takich wyrafinowanych
określeń, ale o tym za chwilę), czyli „goczisu samadeśta” przypominałyśmy sobie
jako „godżilla samonośna”.
Dobranoc – „ojasuminasaj” to „o Jasiu mi nasraj”
Mam na imię – „Łatasziła” to „Łatała
i szyła”
Takie przypominanie sobie o
godżilli i i Jasiu naprawdę pomagało ;)
Wracając do tego „wspaniałego
posiłku”.
Kiedy my w Polsce mamy dziękuję,
dziękuję bardzo, ewentualnie dzięki, w Japonii w zależności od sytuacji i
pozycji mówi się „domo” – takie dziękuję zwyczajne, w sklepie na przykład. W
hotelu mówimy zawsze „Arigato” – takie ładniejsze dziękuję, np. do przełożonych, „Arigato
gozajmas” to dziękuję bardzo. Natomiast „Arigato gozajmas” to zwrot, którego
używa się po sytuacjach dawnych, zrobionych, nie wiem jak mam to wytłumaczyć. Kucharka zrobiła obiad, Ty go zjadłeś, było - minęło - Arigato gozajmaśta ;)
Jeżeli
chcesz być w ogóle taki super to mówisz „Domo arigato gozajmas”.
Po skończonym posiłku należy
mówić kucharkom, kelnerom „gocziso samadeśta” – dziękuję za ten wspaniały
posiłek, po pracy mówi się chłopakom z klubu, którzy obsługują didżejkę i
światła „otsukare samadeśta” – dziękuję za dobrze wykonaną pracę.
To jest tutaj bardzo ważne. Szacunek dla pracy jest bardzo ważny, dlatego istnieją w japońskim specjalne zwroty, które ten szacunek okazują.
Nie piszę tego oczywiście po to,
żeby Was uczyć japońskich słówek, sama się nie garnę do tego. Chciałam raczej
pokazać to jak Japończycy przestrzegają przynależności do różnym klas
społecznych, jak ważny w tej kulturze jest szacunek do pracy i siebie samych.
Dobra, koniec ukulturowiania ;)
Bardzo zabawną rzeczą w Japonii
jest to, że Japończycy nie wymawiają litery „L”.
Nawet kiedy mówią po angielsku,
słyszysz, że ciągle w miejsce R pojawia się L. Wychodzi z tego np.
"Aj rowju" czyli I love you (piszę fonetycznie, żeby pokazać jak naprawdę to brzmi), albo "riri", czyli really,
"Aj rowju" czyli I love you (piszę fonetycznie, żeby pokazać jak naprawdę to brzmi), albo "riri", czyli really,
odliczanie, raz dwa trzy: One two
three – "Łan tu sri".
Poland to dla nich "Porando".
Mają też w ogóle jakieś dziwne klimaty
z sylabizowaniem.
Milk to "milku", ręcznik – towel to "tałero", a jak chcesz powiedzieć, że ktoś ma good heart - dobre serce,
wtedy mówi się "guto harto".
Mają swoją własną wersję
angielskiego do tego stopnia, że w napisach w amerykańskich filmach puszczanych
w Japonii Brad Pitt to "Brado Pitto".
Kiedy pracowałam w paryskim hostelu spotkałam się z tym, że paru gości zapytało mnie:
„ – Gosia, a co znaczy twoje imie?”
A ja wtedy łapałam zonka. No przecież Gosia to Gosia, nie znaczy to nic jak tylko polskie imię żeńskie. Moje imię stało się do tego stopnia problematyczne, że w końcu się poddałam i kazałam do siebie mówić Eva J.
Teraz jestem już w stanie to zrozumieć, bo np. Japończycy nadają sobie imiona takie jak „Shinji”, czyli w ich języku drzewo, albo „Juki”, czyli po japońsku śnieg. Jakieś to takie dla mnie dziwne. My w Polsce mamy takie imiona jak Lew, Jagoda, Malina, ale są to wyjątki. Oni takie znaczące coś imiona nadają sobie na porządku dziennym.
Dlatego zapytałam też kiedyś co znaczy moje imię
po Japońsku. Okazało się, że coś podobnie brzmiącego do „Goszja” znaczy peron. Niezbyt
romantycznie, ale mogłam trafić gorzej ;)
Od ponad miesiąca uczę się japońskiego i mimo iż ciężko się przestawić na "krzaczki" zamiast literek to nie jest tak źle :D
OdpowiedzUsuńJesteś szalona :P Z własnej nie przymuszonej woli nigdy nie zabrałabym się za japoński.
Usuń