07 listopada 2013

Shinji

Mamy tutaj takiego Szindżiego, którego Pani Ewa poznała jakieś 15 lat temu, kiedy była tutaj na swoim pierwszym kontrakcie. Szindżi to taka nasza dobra duszyczka, która zabiera nas na wycieczki, na zakupy, cierpliwie łazi z nami po lumpeksach i galeriach. Nie ma żony i dzieci. I tak przez 15 lat co roku, Szindżi poznaje nowe dziewczyny, które przyjeżdżają do Japonii na kontrakt i pokazuje im okolice i jakieś atrakcje. My dzięki niemu mamy możliwość pozwiedzać, a widać że on ma z tego nie mniejszy fun niż my. Nawet kupił sobie większe auto, tylko po to, żeby przez 4 miesiące w roku móc nas wozić, mimo tego, że mu takie duże w ogóle nie potrzebne.

Szindżi własnie, taki wesoły Romek :-)

Uwielbia muzykę, a jego auto zawsze jest zawalone mnóstwem płyt. Pewnego razu zdziwiłam się nawet jak wśród nich znalazłam, Annę Marię Jopek, czy Grechutę. Widać dziewczyny z poprzednich kontraktów przywoziły mu jakieś prezenty. 
Szindżi był też raz w Polsce. Zrobił sobie tournee po miastach, w których mieszkały dziewczyny z poprzednich kontraktów, co by je sobie poodwiedzać. 
Nie ma co, bardzo pozytywny człowiek. Bez niego na pewno byłoby tu nudniej.
No i istotna kwestia - Szindżi jest jedną z dwóch osób w Japonii, z którą można prowadzić swobodny angielski dialog.
Takich wycieczek mieliśmy z Szindżim do tej pory sporo, w tej notce opiszę jedną z ostatnich.

W ostatnią niedziele Szindżi zabrał nas w wiele miejsc.
Pierwszym z nich był punkt widokowy. I żeby Was nie zmyliła nazwa „punkt widokowy”. Zobaczcie co to było.



No misiu, ja wymiękam.

Japończykom naprawdę się chyba nudzi...

Potem Szindżi zabrał nas do fabryki mleka (?!), gdzie można było degustować w prawdziwym krowim tłustym mleku i zobaczyć jak od środka wygląda produkcja mleka. Taka atrakcja ;-)


Zdjęcie ze sztuczną krową musiało być ;)
Ani, Ola, Kamila, ja


Kolejny punkt wycieczki. Wiejski festiwal, który organizowała właśnie ta fabryka mleka. Znów więc mogliśmy nacieszyć się darmowym jedzeniem (tak, Szindżi zdecydowanie jest mistrzem w wyszukiwaniu darmochy i zawsze nas zabiera w takie miejsce, gdzie jest opcja napchania się jedzeniem za darmo).



Mamy fioła na punkcie japońskich dzieci :)


Dostaliśmy plansze, na których musieliśmy zbierać pieczątki, żeby na koniec dostać jakiś prezent. I chodziliśmy po różnych stanowiskach, zbieraliśmy pieczątki, odpowiadaliśmy na jakieś pytania. Ogólnie nie wiadomo było o co chodzi.
Oczywiście wśród tubylców wzbudzałyśmy zainteresowanie, dzieci do nas wołały „Hello!” i w ogóle  jakoś tak sympatycznie.





Ostatnim punktem wycieczki było pieczenie japońskich ciasteczek, które trzeba było sobie owałkować i upiec.



Moje krzywe japońskie ciastko


... i inne ładne typowe japońskie ciastka

Ogólnie Szindżi ma takie zrywy, że czasem kupuje nam różne rzeczy. I właśnie w jednym z takich sklepików koło ciastkarni kupił mi japońskie Taketombo, po angielsku Bamboo Dragonfly (nie wiem jak to się nazywa po polsku), którym bawią się dzieci. Wygląda to tak.






Także Kasjan, mój 2 letni brat już ma zabawkę od Szindżiego J

Potem Szindżi zabrał nas na jeszcze jeden fajny widoczek.




Na koniec jeszcze zwiedziliśmy cotygodniowy targ i wróciłyśmy do domu.

Kurcze jak tak sobie czytam to szału nie ma. Jakichś tu rewelacji nie było, jakichś wypaśnych zdjęć też nie mamy


Ale cieszymy się bardzo, że dzięki niemu możemy się wyrwać z domu i zwiedzić coś więcej niż galerie, markety i sklepy "wszystko za 100 jenów :)

5 komentarzy:

  1. Mam takie pytanie xD Ta zabawka dla Kasjana... to co to jest właściwie? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie miałam filmik jak ojciec z córa się tym bawią, ale filmy z mojej kamery nie działają normalnie. Muszę to ogarnąć i zamieścić, zobaczysz :)

    OdpowiedzUsuń
  3. nie moge otworzyc w/w postu


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też jako dziecko miałam Bamboo Dragonfly :) Moi rodzice kupili mi w niemczech.. fajna zabawa. Nawet gdzieś to sie do tej pory u mnie po domu wala :D

      Usuń
  4. też jako dziecko miałam Bamboo Dragonfly :) Moi rodzice kupili mi w niemczech.. fajna zabawa. Nawet gdzieś to sie do tej pory u mnie po domu wala :D

    OdpowiedzUsuń