30 września 2013

"No pewnie, że jadę!"

Kiedy wróciłam do Miłkowa powiedziałam w końcu rodzinie o moim tajemniczym spotkaniu. W ogóle nie zdziwiło ich to, że znowu wymyśliłam sobie jakiś kraj. Nie było już wyrzutów typu: „dziecko, ty chyba zwariowałaś, że chcesz jechać do … (tutaj nazwa kraju), nie jedź bo Cię tam porwą, zjedzą, czy … (tutaj sposoby w jakich mogę zostać zamordowana)”.

Wręcz przeciwnie!

Mama mówiła, jakby to było fajnie śpiewać w hotelu w Japonii, nawet babcia narzekała, że mi się nie udało.
A ja łapałam jeszcze większego doła słysząc za każdym razem, że mogłam pojechać, tylko spóźniłam się o kilka dni.

Miałam jeszcze taką nadzieję, że dziewczyna, która miała jechać, nagle zrezygnuje, albo w najgorszym przypadku pojadę za rok.

W końcu po krótkim pobycie w domu wróciłam do Paryża kończyć mój staż.
Ale nie mogłam wrócić do rzeczywistości. Cały czas po głowie chodził mi wyjazd. Tak się nastawiłam, że w desperacji prawie podpisałam kontrakt jako wokalistka w Bahrajnie!
I pewnie bym pojechała, gdyby coś mnie nie powstrzymało...

Dokładnie tydzień od mojego powrotu do Paryża dostaję smsa od parki, która organizowała wyjazd, że mam się z nimi pilnie skontaktować. Parę razy musiałam wybierać numer zanim do nich zadzwoniłam, bo tak mi się ręce trzęsły z podekscytowania!
Okazało się, że kiedy Japończycy dostali zdjęcia moje i tej drugiej dziewczyny, postawili na mnie!
Teraz pytanie, czy jechać...?

NO PEWNIE, ŻE JADĘ! 

Popłakałam się z tego wszystkiego, zaczęłam wydzwaniać do wszystkich niosąc radosną nowinę (oprócz Matthieu – jemu chciałam powiedzieć osobiście).

Zaraz po fali radości była jednak chwila refleksji – wyjadę na 4 miesiące. Ale starałam się nie dopuszczać do siebie tej myśli.

Do kontraktu zostało nadal dużo czasu – 3 miesiące, ale ja zapatrywałam się na cały ten wyjazd, jakby miał się odbyć za jakieś dwa lata. Nie w głowie mi były obawy związane z tym wszystkim. Uśmiechałam się tylko do siebie ze świadomością, że pomogłam spełnić się mojemu kolejnemu marzeniu J

P.S Piszę właśnie z lotniska z Monachium. Opóźniony lot, przez co musimy czekać 5 godzin na kolejny odlot (?!) do Tokio.

Następny post już z Hanamaki!

3 komentarze:

  1. Powodzenia Filifionko! ;) Trzymam kciuki za Twój udany wyjazd ;)) i czekam na dalsze relacje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam!
    Gratuluję bardzo ciekawego bloga!
    Za opóźniony lot oraz dłuuugie godziny na lotnisku zapraszamy po odszkodowanie do nas! Można uzyskać do 600 euro na pasażera! Kancelaria TravelCompens, tel. 726-76-16-15
    e-mail: kontakt@travelcompens.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem pod wrażeniem. Bardzo dobry artykuł.

    OdpowiedzUsuń